"Rozbierz mnie słowo w słowo, a zobaczysz ile noszę milczenia" - M. Brucki
Tutaj ja, moja myśl i mój światopogląd. Mój kąt, w końcu tylko mój, bo nie nasz. Jeśli w takim świecie da się być jeszcze 'sobą', to właśnie tutaj znalazłeś- mnie, w oryginale.
Zapraszam

środa, 20 grudnia 2017

Samobójstwo jest dobre.

Nie prawda, bądź jak kto woli - gówno-prawda.
Lata zastanawiałam się nad tym jak spojrzeć na te sprawę, zastanawiam się nad tym dalej. Nie wiedziałam i nie wiem dalej. 
Zawsze jednak , jako człowiek uczony tylko egoizmu, byłam zdania, że jest to sprawa osobista, nie mi o tym decydować, nie mi to oceniać, nie mi należy mówić czy to dobre czy złe.
Bo jeśli ktoś chce żyć niech żyje. Jeśli ktoś chce się zabić niech się zabije. Po prostu życie nie jest dla wszystkich - jasne i proste prawda? Dalej nie prawda.
Nawet jeśli moje życie jest mi obojętne, jestem w stanie umrzeć tu i teraz bez większego sentymentu, to co z innymi? Co z ludźmi, których kocham i szanuje? Oni też, tak po prostu mogą się zabić jeśli chcą? Zawsze wmawiałam sobie, że tak, mogą, bo to ich życie i ich decyzja, a ja ją zaakceptuje i zrozumiem. 

20lipca2017. Jeden dzień. Na pozór obcy człowiek. Tak naprawdę znam go i jego życie na wylot. Mój idol, moje oparcie, moja siła. Przestaje istnieć, zabija się. Po prostu.
I nagle przestaje to być "jego życie i jego decyzja". To też moje życie i już nie moja decyzja. Idol został. Znikło oparcie. Znikła siła. 
Pierwsza myśl na wieść o tym? OK, przecież to rozumiem, chciał tego, teraz jest szczęśliwy, a ja powinnam cieszyć się jego szczęściem, teraz ma się lepiej. Akceptuje to.
Ale hola! Nic nie rozumiem. Nic. 
Dlaczego.

Jedno pytanie sprawiło, że od miesięcy na samą myśl o tym zamieram. Bo nie rozumiem. Dlaczego to zrobił? Dlaczego przestał walczyć? I dlaczego nikt nie pomógł? Wiedzieli przyjaciele i rodzina, wiedzieli wszyscy o jego depresji i uzależnieniach. Jak to się stało, że człowiek mający żonę, dzieci, prawdziwych przyjaciół i miliony wiernych fanów na całym świecie tak po prostu odszedł? Jak to się stało, że nikt z tych wszystkich ludzi nie potrafił pomóc?
Cholera. n i c  nie rozumiem.

Chester, bo o nim ciągle mowa, w swoich tekstach zawsze pokazywał że żyć nie jest łatwo, ale żył i pokazywał, że z wszystkim można sobie poradzić i wszystko znieść, bo życie i tak może być szczęśliwe. Wierzyłam w to. Od dziecka. Odkąd pamiętam. W co więc mam wierzyć, kiedy człowiek będący moim przykładem siły i niezniszczalności po prostu się zabił. Nie wierzę.
Dopiero po miesiącach dociera do mnie jak ważnym był dla mnie człowiekiem, dociera do  mnie co zrobił. I jak wielki wpływ na moje życie miało to co się stało . 
Czuje się jakby podkopano fundamenty mojej wytrzymałości i wlano tam wrzątek. 
Żadna z bliskich mi osób nigdy nie była tak mocno zakorzeniona w mojej głowie jak on. Żadna nie wywierciła tak wielkiej dziury po swoim odejściu.

Jeśli to wszystko tylko po to, bym zrozumiała, że samobójstwo to nie tylko moja decyzja - to niech szlag jasny trafi te wszystkie życiowe lekcje.
Moje życie nie jest tylko moim życiem. A moje decyzje nie są tylko moimi decyzjami. Puki jest ktokolwiek kto mnie kocha i komu na mnie zależy- jest współuczestnikiem mojego życia. 
Szkoda, że rozumiem to teraz. Szkoda, że się spóźniłam.
Samobójstwo nie jest osobistą decyzją. Dotyka też innych. I to innych zaboli najbardziej.  Nie nas.

Teraz mogę mieć tylko żal, że nie zdążyłam być na jego koncercie, że nigdy nie zobaczyłam go na żywo, że nigdy nie doceniłam jego życia na tyle, ile powinnam.
Straciłam przewodnika. To koniec. Koniec jego życia. Moje musi toczyć się dalej. Ale co dalej?
Nie wiem.
Może to już czas, by żyć tak jakby miało nie być jutra. Kochać i doceniać na tyle, by później nie musieć żałować. 

" each word gets lost in the echo" 



Manifest,
Żal,
Pustka,
Frustracja,
-Natalia


This will pass. One day you will not cry anymore. The emptiness you feel in your chest will fill up again. You will settle with the memories he left behind. One day you will only remember him in a beautiful way. You will learn to live without him. Maybe you'll forget chester. It’s been only a day, few days, few weeks, only a month, months...it will pass. It will get better! Everyone told me in a million of different ways. They lied or they just couldn’t be more wrong.
Five months. Five months since Chester blessed us for the last time with his beautiful existence. 
If anything changes it’s for the worst. I’m still sinking myself into my mourning more and more. I’m sad, heartbroken, desperate, alone, without him.
I don’t know why and how but i survived from five fucking months without him. Days turned into weeks, weeks turned into months and soon the months will become a year. I’m not ready.






niedziela, 7 maja 2017

Miłość

Odbiegając w najdalesze lata jakie pamiętam, zawsze nazywano 'to' miłością. Przecież to troska, zainteresowanie i chęć pomocy. Skoro tak - należy się odwdzięczyć tym samym prawda?
I tak mała Natalka zawsze wierzyła że zmieni świat. Ah no nawet jeśli nie świat, to chociaż ten chaos wokół siebie. Wiara w bezinteresowność i te miłość tylko mnie umacniały w przekonaniu, że swoim dobrym serduszkiem mogę zmienić ludzi, wpłynąc na nich. (no cóż, naiwna jestem do teraz).
Wierzyłam, że będąc pośrednikiem każdego sporu, w który mnie wciągano, jestem w stanie go zarzegnać. Godziłam się na bycie przekaźnikiem obu stron, licząc że zatrzymam przy sobie obie na raz. Przecież Ci ludzie mnie kochali, nigdy nie zrobili by czegokolwiek na moją niekorzyść, wszystko było dla mnie, wszystko to było troską. Troską o moje bezpieczeństwo i szczęście. Było miłośćią.
Wszystko było tym czym tak naprawdę to nazwali i tym, w co ja uwierzyłam.

Wszystkie kłotnie, krzyki, zakazy, .. jeden szlachetny powód. Dobrze, że małe dzieci tak bezgranicznie potrafią kochać, ufać i wierzyć. Dobrze, że tak łatwo na nie wpłynąć.
Nagle moja osoba i uczucie prawdziwej miłości stały się tylko narzędziem gry. Narzędziem chorej manipulacji. Zostały sprowadzone do zwykłego przedmiotu. Z powodu egoistów, którzy wygrać musieli za wszelką cenę, którzy po swojej stronie musieli mieć jak najwięcej zwolenników. Wygrać walkę o wyższość. Czego wyższość? Sama nie wiem. Poświęcili prawdziwe uczucia i ludzi wokół siebie, by zdobyć jak najwięcej tego co materialne i nie urazić swojej dumy. "Cel uświęca środki" -jaki cel.. i jakie środki.. Oczywiście wina całej krzywdy była w ludziach, którzy wciągnięci w to bagno próbowali pomóc. Ich sumienie jest nieskalane do teraz, bo oni robili to z miłości, dla 'lepszego jutra'. To miały być piękne, szlachetne czyny.

Ciężko samemu  zdać sobie sprawę, że przestało się być osobą, a tylko czyimś narzędziem, że chęć naszej pomocy została wykorzystana przeciwko nam samym, że popełniło się tyle błędów z powodu dobrego serca, w imię ludzi, którzy nie są tego warci. Trudno pomyśleć, jak łatwo zostało się zmanipulowanym pod przykrywką miłości.

Przez lata swoimi zachowaniami nieświadomie wykorzeniali z Ciebie chęć bycia dobrym i pomocnym tak po prostu, bez powodu. Jednak nie protestujesz, bo okazuje się, że bycie miłosiernym samarytaninem jest dla innych przeżytkiem. Że lepiej być jak oni.
I kiedy Ci 'oni' po latach zauważają że stałeś się takim samym skurwielem nagle czują rozczarowanie i pretensje.
Ty tak nie możesz, my możemy. Przecież to z miłości. Z tej ich własnej miłości.
Jeśli tak wygląda miłość. To ja dziękuje. Nie chcę. Wolę żyć bez niej. Wole już nie kochać i nie miłować.
Jak mówić 'kocham' jeżeli przez całe życie żyło się w błędzie co do tych słów?

Ludzi, o których mówię jest pełno wokół nas. Mówią tak pięknie, że chcą tego co dla nas najlepsze jednocześnie patrząc przez pryzmat samego siebie, tego ile będą mieli korzyści.
Bądźmy inni. Bądźmy jak ludzie. Normalni, kochający, bezinteresowni ludzie.
Zastanów się czy chcesz manipulować ludźmi, bo kiedyś Ty sam ulegniesz cudzym wpływom. Cel nie zawsze uświęca środki. Warto pomyśleć ile będzie trzeba poświęcić i zniszczyć, by osiągnąć cel.
Jeśli robisz cokolwiek dla siebie, nie rób tego w imię miłości i 'dla dobra innych'.
Miłość nie zna słowa "ja". 
Jest szczera i z czystego serca.
W innym wypadku nie istnieje.
Bez miłości nie istnieje prawdziwe społeczeństwo.
Każdy z Nas tworzy społeczeństwo. Może warto tworzyć je na prawdziwych i silnych filarach miłości, a nie próbować skleić je z gówna egoizmu.

Chwila ciszy i przemyślenia.


manifestująca
Natalia

wtorek, 18 kwietnia 2017

lle waży szczęście?

Od jakiegoś czasu długa jazda autobusem stała się moją codziennością. Początkowo nieco mnie to przerażało.. no bo co zrobić z taką ilością nie wykorzystanego czasu?  Najgorsze co mogłabym zrobić - to go zmarnować.

W autobusie to właśnie ja jestem tą dziwną dziewczynką, która nikogo nie słucha, z nikim nie rozmawia, tylko  siedzi z nosem w książce i nie raz się do niej uśmiecha.
Więc wiemy już tyle - że w autobusie czytam.

Często spotyka mnie ta irytująca sytuacja,, w której to właśnie jestem w połowie rozdziału książki, a zza otwierających się już drzwi autobusu widać mój przystanek. No cóż. Można przeżyć. Doczytam w domu, nic się nie stało.

Ostatnio jednak wysiadając zobaczyłam że zostały 3 strony.. do końca książki. Bezsensem było by iść do domu, przeczytać te 3 strony i pokonywać dwa razy dłuższy dystans z powrotem do biblioteki.
Usiadłam spokojnie na przystanku, który w zasadzie znajduje się w 'centrum' wsi. Zaczęłam czytać. Po upływie kilku sekund na przystanku usiadła pewna staruszka. Z uśmiechem powiedziała dzień dobry. Również się uśmiechnęłam i odpowiedziałam. Czytałam dalej, kątem oka zauważyłam, że kobieta się mi przygląda. Mimo lekkiego speszenia, postanowiłam to zignorować. Zrozumiałam, że szuka sposobu jak do mnie zagaić. "Piękne masz portki, takie wiosenne"  - powiedziała. Podziękowałam. W końcu wszyscy uwielbiamy moje spodnie w kwiatki. Rozprawiała o nich jeszcze chwilę.
Na przystanek przyjechał autobus. Kobieta zdziwiona nie potrafiła zrozumieć dlaczego do niego nie wsiadam. Patrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Widząc, że szuka jakiegokolwiek rozmówcy postanowiłam wyjaśnić, że siedzę tutaj tylko żeby doczytać książkę. Przysiadła się bliżej, spojrzała na książkę. W zapadłej ciszy kobieta zastanawiała się co teraz chce mi powiedzieć.
I właśnie wtedy staruszka poprosiła mnie o coś, czego bym się w życiu nie spodziewała. Poprosiła mnie, bym opowiedziała jej całą książkę, a później razem z nią przeczytała zakończenie, ponieważ już wieki nie czytała żadnej książki. Co prawda do zamknięcia biblioteki zostało 5 minut.. ale jakim człowiekiem bym była odmawiając tego? No właśnie.
Chwile mi zajęło zanim wszystkie informacje do mnie dotarły. Pani czekała w ciszy. Tak jak jej obiecałam, opowiedziałam całą historię i przeczytałam na głos ostatnie strony książki, nie zwracając uwagi na dziwiących się przechodniów.
Staruszka wyraziła zachwyt książką. Zwykłym, pospolitym romansidłem dla kobiet. Spojrzałam na kobietę- uroniła kilka łez. Może ze wzruszenia. Może ze smutku. A może ze szczęścia. Nie dane mi było wiedzieć. Wstała z ławki szeroko się uśmiechnęła, uściskała mnie i podziękowała jeszcze kilka razy.

Nie potrafiłam ukryć mojego zadziwienia całą zaszłą sytuacją. Skłoniła mnie do wielu przemyśleń.

Stawiamy sobie wysokie cele, chcemy dużo pieniędzy, sławy, sukcesów; zazwyczaj chcemy tego co odległe i ciężkie do zdobycia... nazywamy to naszym szczęściem.
A tutaj zjawia się starsza pani, dla której tak mała rzecz staje się tak wielkim szczęściem. Wielkim, bo dla niej, może ze względu na wiek staje się nie osiągalne. Staje się idealnym przykładem, by doceniać to małe piękno, małe szczęście, to które zazwyczaj trzymamy już w dłoni i nie potrafimy się tym cieszyć.
Doskonale pokazuje o jak niewiele ludzie nie raz proszą, jak niewiele chcą. A często i tak dla nas to za dużo. Zdaję sobie sprawę, że zanim się zgodziłam na jej prośbę zawahałam się, gdzieś tam w głębi szukałam wymówki, próbowałam się wymigać... a poprosiła tylko o przeczytanie kawałka książki.
Ludzie często chcą tego małego szczęścia, które z różnych przyczyn jest ciężko osiągalne.

Była to tylko jedna starsza pani. Incydent trwający może 20minut. Zwykły dzień. Mimo to został mi w sercu.
Piszę to tutaj, żeby każdy mógł nad tym pomyśleć.
Ile waży Twoje szczęście?
Bo może powinno ważyć tyle co nic. Tyle co uśmiech. Tyle co słowa. Tyle co gesty.
Może powinno ważyć mało, bo sekret od zawsze tkwi w cieszeniu się z drobnostek?
Jeśli podzielisz się swoim szczęściem z drugim człowiekiem, będzie ważyć mało, ale mimo to stanie się wielkie.
Może warto spojrzeć, na to co już mamy, na to co już dostaliśmy  na to czego jeszcze nie straciliśmy, na to czego często innym brakuje. Dostrzec, że szczęścia nie trzeba zdobywać, bo jakieś małe szczęście od zawsze jest gdzieś przy nas. Rozglądnąć się i pomóc tym, którzy samodzielnie nie mogą już cieszyć się z małych pięknych rzeczy.


Znajdź szczęście w tym co jest już przy Tobie
Zrozum piękno drobnostek
Doceń to co odkryłeś
I pomnażaj swoje małe wielkie szczęście.


manifestująca
Natalia








środa, 12 kwietnia 2017

Dom

W domu pierwszy raz usłyszałam 'kurwa'. 
W domu pierwszy raz 'kurwa' powiedziałam. 
W domu pierwszy raz zobaczyłam alkohol i  tam pierwszy raz go spróbowałam. (oh spokojnie, to nie rodzina alkoholików... chyba większość rodziców wypiła kiedyś piwo na oczach dziecka prawda?)
Tu krzyczano i płakano, tu i ja krzyczałam i płakałam. 
Tutaj zaczynałam ufać i zaufanie traciłam. 
Kochałam i sklejałam połamane serce.
Zawodziłam się, uciekałam. 
Nauczono mnie żyć. Nauczono mnie, że trzeba mieć tyłek ze stali, jeśli chce się żyć. 
Zrozumiałam, że trzeba sobie radzić samemu, bo żyjemy sami i umieramy sami. 
Zrozumiałam, że obietnice i oczekiwania nigdy nie dochodzą do skutku. Nie obiecuje się tylko przechodzi do czynów.
Nauczono mnie nie obiecywać i nie oczekiwać. 
Nauczono mnie oddawać za każdy cios ze zdwojoną siłą. 
Nauczono mnie mściwości i nienawiści.
Nauczono mnie rasizmu i nietolerancji względem wszystkich.
Tutaj przyzwyczaiłam się do samotności i strachu. 
Stałam się twarda i nieugięta. 
Uodporniłam się.
Wszystko to było potrzebne, bym w  tym miejscu odnalazłam swój odmienny światopogląd, swoje zdanie. Nauczyłam się stawiać i stałam się tym kim jestem w tym momencie, stałam się sobą. To wszystko było potrzebne.
Tutaj ciągle próbuję żyć, nie tylko by przeżyć.

Nikt nigdy nie pomógł mi odrobić zadania i nie przepytał przed sprawdzianem. 
Nikt nie przeczytał mi bajki na dobranoc i nie pomodlił się ze mną przed snem. 
Nikt nie wziął mnie do kościoła.
Nikt nie wziął mnie w góry.  
Nikt nie odpowiedział na moje pytania. 
Do tego wszystkiego doszłam ja, to ja kształtuje siebie.

Mimo tego wszystkiego jestem dobrym, mądrym i przyzwoitym człowiekiem.
Wiem, że wszystko wynosi się z domu. Ale to ty decydujesz czy chcesz to przy sobie zatrzymać czy nie.
Tylko Ty możesz mieć całkowity wpływ na to kim jesteś i co robisz w życiu. Nikt inny.
Wzorce, które ci pokazano nie muszą być Twoimi.
Masz wybór. Nie mów, że jesteś na to skazany. Że inaczej nie można. Że tak Cię nauczono.
Twoja decyzja. Nie szukaj wymówek.

Często w naszych domach coś jest nie tak. Popatrz na to z perspektywy, że to wszystko jest Ci po coś potrzebne. Byś nauczył się żyć w nieidealnym i niesprawiedliwym świecie. Byś był odporny na ból. Byś wyciągał wnioski i sam nie popełniał tych samych błędów.
Wszystko to po coś.  
Mi też to po coś.

manifestująca 
Natalia

sobota, 4 marca 2017

Gdzie jak Cię widzą - to dzień dobry.

***
szukam świata
w którym jedna jaskółka
czyni wiosnę
gdzie szewc
chodzi w butach 
gdzie jak Cię widzą 
to dzień dobry
szukam świata
w którym
człowiek człowiekowi
człowiekiem
***

Znamy. Wszyscy to znamy. Moje motto. Nie wiem czy życiowe, bo jestem mało życiowa. Mimo wszystko, powtarzam je dzień w dzień od kilku lat. Liczę, że coś to zmieni. 

Każde słowo ma mocny przekaz, każde coś znaczy. Wszystkie jednak prowadzą do jednego - do końca, najważniejszej ostatniej frazy... bo gdzie człowiek jest dla człowieka człowiekiem?  Nie wiem, chyba nie tutaj, chyba nie teraz. 
Jesteśmy ludźmi. Ludźmi, którzy zostali postawieni ponad zwierzętami. Ludźmi, którym została powierzona opieka nad całym światem, bo jesteśmy bardziej ludzcy niż zwierzęta.
Prawda? Każdy potwierdzi... ale kto o tym pamięta? 

Żyjemy w ludzkim świecie, tyle że nie po ludzku.

Uczą mnie, by się kochać, szanować, wspierać, pomagać, być oparciem. Uczą mnie tego ludzie, którzy tak naprawdę, nie wiedzą co to znaczy. Czy tak trudno zrozumieć, że dobro rodzi dobro, a zło rodzi zło? Przecież to wie każdy już od dziecka. 
Dookoła słychać, jak każdy narzeka, bo źle jest, bo ludzie są źli, świat jest zły. Nie rozumiemy, że każdy mały czyn sprawia, że się do tego przyczyniamy.
Dlaczego tak bardzo cieszy nas nieszczęście innych? Dlaczego chcemy, by innym się nie powiodło? By inni mieli choć odrobinkę gorzej? Możemy znieść nasze nieszczęście, jeśli ktoś inny będzie choć trochę bardziej nieszczęśliwy. Byle by miał gorzej, byle by upadł niżej, byle bym był o krok lepszy. 
Budujemy szczęście na nieszczęściu innych. Leczymy własne kompleksy kosztem drugiego człowieka. 
Lubimy wyśmiewać, wytykać, poniżać. 

Często myślę, że będę inna. Bezinteresowna, pomocna i życzliwa. Powtarzam sobie "Człowiek człowiekowi wilkiem, lecz ty się nie daj zwilczyć ". Ale co mi z tych słów skoro jestem tylko człowiekiem? Słabym dzieckiem, które nie chce być zawsze pomiatane.  To że jesteśmy tak samo okrutni jak inni często nie wynika z naszej nienawiści, a słabości... próby obrony. Bo gdy będziesz w stosunku do innych taki sam może dadzą spokój. 
Zaczynam się nad tym zastanawiać. bo kiedyś na złe słowa reagowałam uśmiechem, spokojem. Dziś sama zaczynam atakować. Sama zaczynam być taka, jak ci przed którymi zawsze uciekałam. 

Ignorowałam wyzwiska, krzyk, bezpodstawne oskarżenia. Dziś zaczynam się zastanawiać jakim prawem ktoś nazywa mnie 'suką' czy 'szmatą' nie mając do tego żadnych podstaw. Jakim prawem wylewa na mnie swoją frustracje. Po co robią to ludzie, którzy są/bądź też powinni być mi najbliżsi?
Żeby się wyżyć? Pokazać, że jestem nikim? Że zawsze będę gorsza i słabsza? 
Do czego to prowadzi? Zawsze uważałam, że jeśli mimo tego co robią podejdę do nich życzliwe - przestaną. Nie przestali. Po co mam więc być dobrą dla innych skoro do niczego mnie to nie doprowadzi. Jeśli zachowam się tak samo, chociaż będą wiedzieli, że tak nie można.

Jest jeszcze sens bycia życzliwym? Kiedy już nawet nauczyciele(często będący moimi ostatnimi autorytetami, uważani przeze mnie za mądrzejszych w takich sytuacjach)  wyśmiewają i wytykają? Bez żadnych zahamowań i wyrzutów sumienia. Oni też zapominają  o konsekwencjach. Skąd wiemy czy nie wyśmialiśmy kogoś właśnie ostatni raz? Czy to nie był o jeden raz za dużo? Czy za chwile nie stanie się tragedia? Nigdy nie wiadomo kiedy stanie się ten jeden raz za dużo. Mimo to dalej bawimy się cudzym kosztem. Bez względu na to czy mamy lat 16 czy 40. Nie ważne czy jesteśmy uczniami, budowlańcami czy nauczycielami.

Po co. Na co. Dlaczego. 
Nie wiem. Nie rozumiem.

Nieważne czy jesteśmy wredni i złośliwi w żartach czy na poważnie. To zawsze boli i w jakiś sposób dotyka drugiego człowieka. Do niczego to nie prowadzi, więc nie ma po co nawet zaczynać. Miej rozum i nie próbuj zaimponować innym i sobie w taki sposób. Ładnie o to proszę. Już ze złamanym sercem, ale dalej proszę. Bo ja wierzę, że zawsze jest sens w byciu dobrym i życzliwym.

Chcemy być dobrze traktowani, traktujmy dobrze innych, Bądźmy dla siebie jak ludzie, nie zwierzęta Bezinteresowni. Nie oczekujmy, ale dawajmy. Bo dobro rodzi dobro, a zło rodzi zło.

Chaotyczny post  napisany w chaotycznej sytuacji. Wybaczcie, musiałam.


Jak zawsze
manifestująca
Natalia

środa, 22 lutego 2017

W poszukiwaniu odludzia

Byłam niegdyś istotą bardzo cierpliwą i nad wyraz spokojną. Tylko nieliczni i najwytrwalsi byli w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Oaza spokoju, tak to sie mówi prawda? Chodzące opanowanie- Natalia Chrapek.
Tylko...kiedy to było? Nie pamiętam, bo na pewno nie w liceum.
Zastanawiam się czy agresja, irytacja i złość, którą objawiam jest moją winą.. czy raczej ludzi, którzy ani na moment nie dadzą mi świętego spokoju.
Nigdy nie miałam problemu, żeby pomóc w czymkolwiek, mogłam czuć, że mnie potrzeba, że jednak nie jestem taka głupia. Nie przeszkadzało mi, że zawsze jest ktoś, kto coś ode mnie chce. Zresztą - to zawsze była moja wina - jak sobie ludzi nauczyłam, tak miałam.
Teraz miało być inaczej. Miała być cisza i spokój. Tak chciałam. Tak sobie obiecywałam.
Może dlatego powtarzam, że nigdy nic nie obiecuje. 

Chce coś osiągnać. Uczę się i pracuje. Ludzie widzą. Nie trudno zauważyć. Wykorzystują fakt, że nie potrafię odmówić pomocy. Samoistnie dochodze znów do punktu, od którego tak uporczywie uciekałam.
Ciekawe jak to sobie myślą... "mądra, obowiązkowa uczennica. Po co będe robić, skoro wystarczy, że zrobi to ona... Wyslij więc notatki. Pożycz zeszyt. Daj zadanie. Przypomnij mi. Napisz. Pokaż. Prześlij. Wyjaśnij. Zrób."
Rano. W szkole. Wieczorem. W nocy.
A ja mam czas, zero własnego życia i zajęć, a jedyne na co czekam, to wiadomość z kolejną prośbą.. 
Nie będę się już nawet rozwodzić nad brakiem zwykłego słowa 'proszę'.

Pełno grup i czatów grupowych, na nich- setki wiadomości dziennie. Niby tyle ludzi, ale i tak każdy napisze prywatnie. "poświęć mi 10minut" . Pewnie, żaden probelm. Dziesięc minut razy piętnaście osób. Bomba. Włącze tryb samolotowy zanim kolejny napisze. 
Robię notatke, piszę zadanie, cokolwiek - godziny lecą. Mi godziny lecą. Nie Tobie - zrobisz to w 5 minut przepisując, to co zrobiłam. "Jak mi nie dasz, to jesteś samolubna, chcesz żeby każdy miał gorzej i najlepiej przepadł." HaHa. Śmieszą mnie te zarzuty i jeszcze bardziej nie ruszają. Jeśli ktoś przepadnie, to mojego wkładu w tym nie będzie. Odmawiając - wyświadczam przysługę. Ameba nie zrozumie.
Mówię tutaj o tych, którzy na codzień zapominają o moim istnieniu, a kiedy czegoś trzeba nagle słysze 'Kochana Natalko'. Jakie to urocze. 
Póżniej okazuje się jednak, że Kochana Natalka jest zimną egoistyczną suką. Bo nie pomogła. Bo nie chciała. Bo po raz kolejny nie miała w planach marnować swojega dnia i nerwów na zachcianki innych. 

Ja bym tego nie nazwała egoizmem. Może raczej wykorzystywaniem, wyzyskiem, lenistwem... i to wcale nie z mojej strony. 
Wszyscy mamy tyle samo czasu i możliwości. Zrób sam. Pracuj sam. Napisz sam. Pomyśl sam. Przestań liczyć na innych.
Jeśli wiesz, że chodzi o Ciebie - wiedz, że nie odpisuje na Twoje wiadomości z pełną premedytacją.

Nie wiedziałam, ze umiem wpaść w taką złość,z powodu tak błahej rzeczy. Nie wiedziałam, że można tyle razy w ciągu dnia powtórzyć 'kurwa'. Nie wiedziałam, że jestem taka nieopanowana.
Chciałabym tryb incognito w realnym życiu, przycisk 'wyloguj' czy peleryne niewidke. 
Szybko odechciało mi się tej szkoły i tych ludzi. 
Jeszcze jeden taki tydzień i ktoś naprawdę zaliczy strzała.
Chyba zaczynam zazdrościć ludziom z lekcjami indywidualnymi. 
Zero ludzi, zero problemu
Spokój. Mój wymarzony spokój.

Nie polecam.
Natalia

poniedziałek, 20 lutego 2017

Książka

Zwykłe codzienne sytuacje najczęściej skłaniają nas do jakiś przemyśleń.
Całkiem niedawno zadano mi banalne pytanie. Pytanie, które zmieniło sposób mojego myślenia o 180 stopni. 
Gdzieś przy okazji szkolnych rozmów zapytano mnie najzwyczajniej w świecie jakie książki lubię czytać najbardziej. Przecież na pewno jakieś czytam, jestem taka mądra i oczytana. Cóż mogłam powiedzieć jak nie prawdę? -"nie wiem, nie czytam książek". Z jednej strony - triumf - sprawiam wrażenie oczytanej, nie czytając, brawo. Z drugiej strony- to trochę jakby ludzi oszukiwać, tak dobrze o mnie myślą, mimo że na to nie zasłużyłam. Chyba jednak wygodnie mi się z tym żyło - ludzie myśleli, że ładnie czytam, a ja nie musiałam wysłuchiwać kazań, że czytać trzeba. Tym razem nie chciałam, by było wygodnie, bo z tej wygody to mało co zyskuje. Tknęło mnie, by wziąć sobie to do serca.  Przemyśleć, dlaczego mam taki dystans do książek skoro dobrze wiem jaka siła się w nich znajduje. 
Może by tak przestać sprawiać wrażenie inteligentnej, a się taką stać? ... no...i to już jakiś konkretny cel. Dobrze zabrzmiało.
Od tego momentu postanowiłam czytać wszystko co wpadnie mi w ręce. Nawet lektury... nawet te. Dobrze, że są jeszcze tacy ludzie jak nauczyciele, którzy sami z siebie 'wciskali' mi książki. Mówię wciskali, ponieważ o to nie prosiłam, ale w jakiś sposób wiedzieli, że mi się spodobają. 

***

Książka. Klucz do największej wiedzy świata. Wiedzy większej niż uczą w Hogwarcie. Czasem człowiek zrozumie to będąc 8 latkiem. Czasem umrze z przekonaniem, że czytanie jest tylko stratą czasu. Zatem brawo dla mnie, że obudziłam się po 16 latach i rozumiem jakim małym i głupiutkim człowiekiem jestem. Lepiej późno niż wcale. To się liczy. Dumna.
Książka. Dzieło. Na papierze. Życie przelane na kartki. Nie na twitterze czy youtubie. Książki to majstersztyk ludzkości. Nie bez powodu dalej ostały się na tym świecie.
Szkoda tylko, że tak mały odsetek ludzi to rozumie.

Czyja to zasługa? Winę mojej niechęci do książek nieładnie zrzucę na te cudowne epopeje narodowe i dzieła światowe. Wspaniałe, cudowne, wymuskane. Uniwersalne przecież. Możemy czytać nawet po 500 latach. Zawarte prawdy moralne i archetypy, owszem, są i się sprawdzają. Szkoda tylko, że język nie ten. Uważam, że zmuszanie mnie do przeczytania "Dziadów","Quo Vadis" czy "Krzyżaków" w wieku gimnazjalnym...było skrajną głupotą. Cenna książka- należy znać. Szkoda tylko, że jako dziecko urodzone w XXI nic nie zrozumiem z średniowiecznego archaicznego języka i sposobu myślenia. Przyznam, że współczesne opracowania były ciężkie do strawienia, a co dopiero książki... No cóż, urok szkolnych lektur. Mam nadzieję, że wyżej wymienionych książek nie będę musiała już nigdy widzieć na oczy. Szkoda tylko, że za kolejne 200lat dzieciaczki w szkole zapewne w dalszym ciągu, będą wałkować dramaty szekspirowskie i Sienkiewicza, a nikt nie wspomni o nowo powstałych dziełach... tak, w dzisiejszych czasach też powstają dzieła, o których zapewne nie powiedzą nam w szkole.
Od zawsze powtarzają, że to w szkole uczą nas czytać książki. Przykre, ze w większości przypadków już od małego bardzo efektownie nas od nich odstraszają.

***

Od dziecka mówiłam, że kiedy będę duża przeczytam wszystkie książki świata. 
Czasem przerasta mnie myśl, że istnieją na ziemi miliardy książek, a do ich przeczytania mamy tylko jedno życie.
Szybko mija ta perspektywa, kiedy jakąś otwieram. Kiedy zacznę wertować strona po stronie,w danym momencie, wystarcza mi już tylko ta jedna książka. Cudowne uczucie móc ją otworzyć w zatłoczonym autobusie i nie słuchać wspomnień z zeszłej nocy, z klimatu. Jeszcze lepsze uczucie zajrzeć do niej w idealnej ciszy pustego domu. Lubię pusty dom, mam pusty dom. Lubię książki, mam książki. Małe szczęście osiągnięte. Gęsia skórka. 
I tak naprawdę nie obchodzi mnie czy to książka fantasy, historyczna, na faktach czy zwykła powieść. Chcę tylko, by przedstawiała mi cokolwiek co wnosi coś więcej do mojego życia i przynosi satysfakcje z przeczytania tego.
Czasem dobrze zapomnieć o swoim świecie, by wejść do świata kogo innego.Móc na moment pożyć inaczej. Czasem, aż przyjemnie to zrobić. Czemu wcześniej nikt mi tego nie pokazał.
Cenię sobie każdy skuteczny sposób na odstresowanie się. To jest najlepszy sposób na złość, płacz i radość. Doceniam go.
Książki sobie cenię. 

***


Głupiejące społeczeństwo mówią. Zatrzymaj ten proces, popatrz w domu na ten regał z książkami, o któego istnieniu zapomniałeś i zrób z nich jakiś użytek dla siebie i społeczeńśtwa. 
Zachęcam. I potwierdzam, że czytanie nie boli. Przetestowane.

Jestem krok mądrzejsza i szczęśliwsza.

Przy okazji- jeśli Ty masz książki godne polecenia/pożycznia i przeczytania  -  poleć je właśnie mi. Tu bądź w każdym innym miejscu.


Manifestująca, Natalia.

sobota, 4 lutego 2017

Ameba społeczna.

Po rozpoczęciu nowej szkoły poważnie zaczęłam zastanawiam się nad pytaniem czy są ludzie mądrzy i troszkę mniej mądrzy.
Zastanawiam się, bo od zawsze myślałam, że każdy może osiągnąć tyle samo. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że niektórzy nie zostali zbytnio obdarzeni inteligencją, a niektórym wlano więcej oleju do główki, już w brzuszku, zanim się urodzili.
Zastanawiam się bo słysząc wypowiedzi ludzi z otoczenia mam wrażenie że przez całe swoje życie patrzyli tylko w facebook'owe okna i inne otchłanie internetu - nic po za tym, że niektóre 3-latki są w stanie powiedzieć coś mądrzejszego. Skąd biorą się tacy ludzie? Z czego to wynika? Może to tylko ich nad wyraz wielka ignorancja wobec świata i opór na przyswajanie wiedzy? Może Ci ludzie też potrafią mówić mądre rzeczy?
Zastanawiam się czy ta nazywana przeze mnie pieszczotliwie "ameba społeczna" jest już w genach taką amebką czy to bardziej 'choroba' nabyta.
Nie chce by ktoś, kto to czyta, pomyślał, ze mam załóżmy dobre oceny, zatem ludzi z gorszymi od razu muszę nazywać amebą. Nie, mi nie o to chodzi. Chodzi mi nie o oceny, a o całokształt, o rozumowanie, pojęcie o świecie... 
Nigdy nie czytano mi książek, nie przepytywano mnie z lekcji w szkole, nie opowiadano wiele o świecie, nie tłumaczono i nie odpowiadano często na moje pytania. Ale to wcale nie poczyniło jakiś kolosalnych  ubytków, bo nie dam sobie powiedzieć, że jestem głupia.
Patrząc na siebie, śmiem uważać, że inteligencja wcale nie jest kwestią genów, wydaje mi się więc, że wszyscy mamy równe szanse, wszystko zależy jak do tego podejdziemy do świata już od dziecka.
W życiu chciałabym być kimś więcej niż tylko jednym z miliardów bytów, który zostanie zapomniany zanim jeszcze umrze. 
Praca, wysiłek, starania, trud, zachód, działanie, nauka, postęp. Bez tego nie ma prawdziwego życia, to wszystko jest podstawą by żyć, a nie tylko marnować tlen. Praca nie tylko w znaczeniu zawodowym... praca na każdej płaszczyźnie
Jeśli uważasz że do życia wystarczy łóżko, lodówka i internet. To pozwolę dalej żyć Ci w tym błędzie, ale spodziewaj się, że kiedyś i Ciebie nazwę amebą. Wybacz, za te bezczelność, przyzwyczaisz się w końcu.
Moim codziennym celem jest po prostu poznawanie świata. Dlatego właśnie nazywam się homo sapiens. Bo nie sprowadzam mojego źycia do samego bycia, a do postępu. 
Amebą jest człowiek, który nie chce wiedzieć, nie chce się starać, nie chce poznawać, nie chce być kimś więcej niż szarą masą w społeczeństwie.
Sądzi, że urodzić się to wystarczająco dużo, by żyć.
Taki, który nie chce od życia nic.

Teraz zastanów się czy przypadkiem sam nie znalazłeś się w grupie o której mówię. 
Jeśli oczywiście w ogóle wiesz czym jest ameba
Pomyśl, czy chcesz być homo, czy bardziej homo sapiens. bo to różnica.



Jeśli uważasz, że jestem wredna, bezlitosna i arogancka, to nie do końca mnie rozumiesz.

Poruszam ten temat, bo ludzie sami sobie gotują taki obraz siebie. To się nie dzieje samoistnie, mają wybór. Ale i tak wolą tępo mówić o niczym, chichotać i  zachowywać się jak stereotypowe typowe blondynki. 
Nie mam na celu wyśmiewać i wytykać, a uświadomić i poprosić, byśmy nie robili z siebie idiotów.

Tak, jestem zbyt pewna swojej inteligencji. To mnie zgubi - tego też jestem pewna
...ale.. "pewność niepewna" - J.T.

Manifestująca
~ Natalia

sobota, 28 stycznia 2017

Cięty język, prawda i niezadowolenie.

Lubię Twój cięty język - powiedział ktoś, kiedyś, do mnie.
Miło mi się zrobiło,nie będę ukrywać.. w końcu ktoś nie mówi że jestem zbyt pyskata, mam niewyparzony język i zero wyczucia, a za to docenia moją szczerość.
Ale w zasadzie co to znaczy 'cięty język'? To że jest bezpośredni? Prawdziwy? Szczery? Mam rozumieć że to już coś nadzwyczajnego potrafić po prostu bez owijania w bawełnę powiedzieć co się myśli. Szczerość i prawda również stają się abstrakcją. A ludzie są zbyt tchórzliwi na bezpośredniość. Nic dziwnego. Każdy woli cudowny, wyimaginowany świat i siebie, bo prawda zbyt często bywa bolesna i nie taka jakiej oczekiwaliśmy.

Prawdy mnie nie uczono, prawdy mi nie pokazywano i nie mówiono, prawdy nie raz zabraniano mi mówić. Dziś doceniam ją bardziej, a kłamców prędko mieszam z błotem. Prawdy miałam za mało i dziś chce jej w największej możliwej dawce...całą. Żadną pół-prawdę czy gówno-prawdę...po prostu prawdę.

Choć by mnie mieli lać - nigdy nie zatajam swoich myśli, mówię co uważam i to właśnie jest szczerość. Nie udaje miłej, by złagodzić upadek po uderzeniu prawdy i to właśnie jest bezpośredniość.
Często to co myślę zostawiam dla siebie, bo wiem, że jeśli wygłoszę swe orędzie na dany temat niczego to nie zmieni i nikomu się nie przyda. Czasem trzeba wiedzieć czy warto strzępić języka. Jak to mówią "mowa jest srebrem, a milczenie złotem"- i wcale nie jest to kłamanie czy zatajanie prawdy. Tak, o tym należy również pamiętać. Ważna jest jedna rzecz -  nie ma pytań, nie ma odpowiedzi.
Ale jeśli ktoś sam prosi o szczerość, zazwyczaj nie mam z tym problemu, nie owijam w tzw. bawełnę i walę prosto z mostu. Tak żeby było szybko, ale dotarło.


Czasem nie rozumiem ludzi, którzy wręcz wymagają ode mnie szczerości, a gdy już jestem szczera nagle rzucają w moją stronę bluzgami i pretensjami co ja w ogóle za fanaberje opowiadam. Czasem mam wrażenie, że kiedy ktoś prosi mnie o moje zdanie, wcale nie chce usłyszeć prawdy, a coś czego oczekuje. Bo kiedy wyrażę zdanie sprzeczne z jego wersją odpowiedzi, nagle następuje wielka obraza i oburzenie.

Tak, tak. Prawda boli. Sama przekonuję się o tym nie raz. Sama często mam problem z zaakceptowaniem prawdy którą usłyszałam, ale zawsze biorę ją pod uwagę, bo jeśli ktoś już mi to powiedział, to znak, że ma to jakąś wartość.
Jeśli wyrażam swoje zdanie, o które mnie prosiłeś. Możesz się z nim nie zgadzać, możesz uważać że jest głupie, że to nie prawda. Ale nie obrażaj się o to, o co sam się prosiłeś. Nikt nie mówił, że prawda zawsze jest miła, gładka i zadowalająca...

Mówiąc komuś coś nie miłego wcale nie mam na celu obrażania, czy mieszania z błotem, czy 'pociśnięcia'.
Mówię, byś po prostu wiedział, jaka jest moja postawa, mógł wziąć to pod uwagę i zobaczyć sytuację z innej perspektywy, byś wiedział że ktoś ma inne zdanie. Być może byś mógł się poprawić i zmienić to co do tej pory robiłeś źle.

Ale być może to mi należy coś wytłumaczyć, żebym ja też mogła stawać się z dnia na dzień lepsza.
Nie bójmy mówić sobie prawdy. Doceniam każdego kto mówi mi co myśli, nawet jeśli kręcę przy tym nosem. Mogę się nawet obrazić, ale na pewno nie przestanę Cię cenić za szczerość. Tego samego wymagam od innych.
Narzekamy na fałszywy świat, a sami go tworzymy unikając szczerości.

Manifestująca,
Natalia








wtorek, 17 stycznia 2017

Jestem wolna.

Ogłoszenia parafialne - jestem wolna.
Spojnie, daj mi to wyjaśnić.
Nie byłam? Co prawda jeszcze nie zamknęli mnie w żadnym zakładzie karnym czy szpitalu psychiatrycznym, ale nie, nie byłam. Wolność możemy rozpatrywać na różne sposoby. Odebrać mogą nam ją inni, odebrać możemy ją sobie sami. Tak często chcemy o nią walczyć, a ta często stajemy się więźniami samych siebie. XXI wiek doskonale nam to ułatwia.
Wszystko co uzależnia jest dziś dostępne od ręki, a my zapomnieliśmy czym jest umiar. Bez umiaru - wszystko może stać się uzależnieniem
Tutaj jednak nie chce się rozwodzić nad alkoholem, papierosami czy narkotykami, a internetem.
Większość użytkowników internetu powie, że to najlepszy wynalazek ludzkości... może warto by się zastanowić czy aby na pewno?
Internet - czarna dziura zawierająca wszystko. To tutaj znajdziemy informacje, filmy i nagrania na każdy możliwy temat. Wydaję się super, wszystko w jednym miejscu, wystarczy połączyć się z wi-fi i wygooglować.
Internet - to dzięki niemu oduczyliśmy się myśleć samodzielnie, nie umiemy posługiwać się encyklopediami w formie książek, nie potrafimy nic zapamiętać, bo internet pamięta wszystko za nas. Nie wiemy czym jest seks, bo pornografia skutecznie skrzywiła nam jego obraz. Nie umiemy rozmawiać i nawiązywać kontaktów, bo wystarczy nam kliknąć "dodaj do znajomych" i "wyślij wiadomość", nie umiemy nic zrobić sami, bo internet rozwiążę i napisze wszystko za nas. 
Dalej tak fajnie ?

Ludzie spędzają w internecie większość swojego czasu, tam rozgrywa się całe nasze życie. Nikt nigdy się nie przyzna, że to uzależnienie, ale tu nie trzeba się przyznawać, a po prostu przyjrzeć. Wszyscy doskonale znamy ten paniczny strach, gdy nie czyjemu telefonu w kieszeni, to zdenerwowanie i złość, gdy nie działa nam internet, te irytacje gdy ktoś po upływie minuty dalej nam nie odpisał. Musimy spoglądać na telefon co 5 minut, żeby sprawdzić czy może coś nowego się w sieci nie podziało- to już taki nasz odruch, żeby po prostu popatrzeć. Gdy wyłączą nam internet nie mamy pojęcia jak funkcjonować. Nie umiemy odrobić zadania domowego czy nawet zrobić obiadu, ciągle spoglądamy w pusty telefon i czujemy jak gdyby świat obumarł. 
Wspaniały obraz tego jak bardzo zależni jesteśmy od internetu. Jak bardzo zniszczyliśmy swoją wolność.

Do czego zmierzam?
Niedawno zauważyłam, że coraz gorzej funkcjonuje bez internetu. Telefon z włączonym internetem musi być zawsze koło mnie, gdy tylko usłyszę dźwięk powiadomienia momentalnie muszę sprawdzić co to. Każdej czynności towarzyszy telefon, a zamiast wyjść z domu spotkać się z ludźmi, siedzę z nimi wszystkimi na czatach facebookowych. Szkoda mi samej siebie. 
Przykro mi, że ludzie stawiają internet ponad wszystko. Przykro mi, że mama, która zabraniała używać telefonu przy obiedzie, dziś śmieje się do szklanego ekranu jedząc. Przykro mi, kiedy mówię ludziom, że nie mamy kontaktu oni odpowiadają "jak to? przecież  codziennie piszemy."
Wiadomo, że trzeba korzystać z udogodnień współczesnej techniki, ale z głową, a my już dawno straciliśmy głowę dla facebooka, twittera, instagrama i filtra pieska na snapchacie. 

Zmierzam do tego, że nie usunęłam wszystkich mediów społecznościowych, bo coś mi 'padło na głowę' czy jeszcze lepiej - ktoś mnie prześladował. 
Uwolniłam się od tego, by znaleźć utraconą wolność. By sprawdzić samą siebie czy jestem w stanie żyć bez tego. 
Co mnie do tego skłoniło?
Po pierwsze - nazywam się człowiekiem wolnym i samodzielnym, oszukując przy tym samą siebie, ile razy mówiłam że zobaczę tylko jedno i nagle wpadałam w otchłań internetu na trzy godziny? Ile razy mówiłam, że teraz pójdę czytać czy się uczyć, ale nie byłam w stanie wylogować  się z facebooka? Ile razy mówiłam sobie, że tym razem zadanie zrobię sama, by się tego nauczyć po czym i tak szłam na łatwiznę i spisywałam cudzą robotę z internetu? Za dużo. Nie jestem w stanie wykonać żadnej pracy szybko i efektywnie, bo wiecznie przerywa mi i rozprasza pikający telefon. Straciłam umiejętność koncentracji, a każde zadanie, które mogłabym wykonać w 15 minut zajmuje mi dwie godziny. Tracę masę czasu w internecie, by później nie mieć z tego kompletnie nic.
Druga sprawa - ludzie. Ludzie dla których sieć jest jedynym sposobem kontaktu z innymi.
Jak wielka dopadała mnie irytacja ilekroć ktoś kto na szkolnym korytarzy nie jest w stanie powiedzieć zwykłego 'cześć' nagle prosi o notatki i zadania. Jak bardzo drażnili mnie Ci, którzy nigdy nie mieli czasu by się spotkać, ale oburzali się faktem, że im nie odpisuje. 
Może to ciekawość, kto będzie w stanie utrzymać naszą znajomość bez połączenia internetowego skłoniła mnie by z tego internetu zniknąć.
Ile razy można się spotkać ze stwierdzeniem, że ludzie bez facebooka nie istnieją..
Jestem ciekawa czy ktoś kto zobaczy na facebooku, że nie ma takiego użytkownika jak Natalia Chrapek, będzie chciał sprawdzić czy istnieje, czy zaufa zwykłemu portalowi społecznościowemu. 

Nie chce by ktokolwiek z was rezygnował z tego wszystkiego i nie używał internetu. Ale pamiętał, że internet jest tylko dodatkiem i ułatwieniem do naszego życia, a nie naszym życiem. Nie stawiajmy go na szczycie piramidy naszych wartości, bo nie po to go stworzyliśmy. On nam życia nie zastąpi.

Manifestująca 
Natalia








sobota, 7 stycznia 2017

Pieniądze szczęścia nie dają, czyli świat pochłonięty rzez konsumpcjonizm.

Całe życie uczą by nie być materialistą, nie podążać za pieniądzem, bo pieniądze to nie wszystko. Pieniądze szczęścia nie dają "Gdy będziesz miał ich więcej wcale nie będziesz szczęśliwszy"
Później naciskają byś rezygnował ze swoich marzeń na rzecz lepszej pracy i płacy. Powtarzają, że bez pieniędzy nic nie zrobisz. Musisz zdobyć zawód dobrze płatny, a nie wymarzony. Karzą Ci zostać lekarzem, mimo że całe życie chciałeś być mechanikiem. Karzą stawiać pieniądze ponad szczęście
Hipokryzja.
Tłumy powtarzają: "ile bym dał za wygraną w totka..." Co byś dał? Zdrowie? Miłość? Przyjaźń? Czy może życie? Wiem, wiem. Tłum by dał, bo czego się nie robi dla pieniędzy. Ludzie całe życie dążą do awansu, podwyżki, harują dzień i noc by mieć więcej pieniędzy. By później nie móc kupić za nie utraconego zdrowia i czasu, który upłynął.  Dąż człowieku do pieniędzy by później pokryć swoją trumnę złotem i zakryć Twoje nędzne życie, które właśnie zakończyłeś.

Całe życie zakazują mi być materialistą i myśleć o pieniądzach, a później tylko mówią "Ty nie zrozumiesz, masz to w dupie, bo nie musisz płacić rachunków". No faktycznie- nie rozumiem. Niejednolite nauczanie. 

Gdyby ktoś w tym momencie dał mi kartkę, bym napisała rozprawkę na temat 'czy pieniądze szczęścia nie dają', kartkę oddałabym pustą. Bo nie wiem nawet jakie stanowisko miałabym w tym wszystkim przyjąć, bo sama nie rozumiem w jaki sposób to działa. Bo odpowiedziałabym jednocześnie i tak, i nie. Nie jestem w stanie opowiedzieć się za jedną ze stron.

Pieniądze szczęścia nie dają. Bo. 
Bo nie kupisz za nie najważniejszych przymiotów. Nie kupisz miłości, ani przyjaźni, co najwyżej kupisz człowieka. Nie kupisz zdrowia, czasu, ani młodości, ewentualnie kupisz drogi krem na zmarszczki. Nie kupisz troski, bezpieczeństwa, czułości i zaufania. Gdy wybuchnie wojna, bogatszego wcale nie zaboli mniej kula karabinu. Wszyscy równo umrzemy.

Pieniądze dają szczęście. Bo.
(Przyznam, że ciężko był mi napisać powyższe zdanie, które fałszywe na pewno nie jest.)
Bo bez pieniędzy prędko wylądujemy na ulicy i umrzemy z głodu, bądź też zwykłej gorączki. Za pieniądze kupimy ubrania, dom, jedzenie. Zdrowia już nie, ale lekarstwa jak najbardziej, Chorują bogaci i biedni, ale to biedni umierają, bo nie stać ich na leczenie. 
Pieniądze mogą dać szczęście, gdy przeznaczysz je na cele charytatywne, na pomoc innym. Kiedy masz pieniądze, nie musisz martwić  się o przyszłość i starość. Mając pieniądze jesteś w stanie zapewnić sobie życie godne człowieka. A to już szczęście. wcale nie materialne.


Biorąc pod uwagę powyższe argumenty punkty pomiędzy 'tak' i 'nie' zerują się. Według mnie. Ale czy według świata? Świata, który już dawno został pochłonięty przez konsumpcjonizm? Świata w którym trzeba mieć, żeby być, a nie na odwrót. W którym "za darmo już dawno umarło".
Okazuje się, że obecnie pieniądze dają szczęście w 100%. Bo już nie liczy się miłość, szczerość, zaufanie czy troska. Bo każdy chce mieć wielką wille z lokajem i złotym kiblem, podjazd z marmuru i lambo na nim. Bo człowiekiem sukcesu jest nazywany ktoś kto ma miliony na koncie,a nie ten co założył rodzinę i uczy piątki swoich dzieci miłości, a nie materializmu. Nie da się ukryć, że bez pieniędzy stajesz się nikim. 
Współcześni ludzie szybko rozwiązali mój problem - czy należy podążać za marzeniami czy pieniędzmi. Sprawili, że marzeniem stały się pieniądze.
Sprawili, że życie stało się zależne od pieniędzy.

Skąd taka złość we mnie z tego powodu? Ano już tłumaczę. Stając niedawno na dworcu, czekając na nieszczęsny autobus najzwyczajniej w świecie, jak każdemu z nas - zachciało mi się siku. Żaden problem - mówię - w środku jest toaleta. Wchodzę niczym zwycięzca, a tu nagle z za  ściany wyłania się mała kobitka w podeszłym wieku krzycząc "dwa złote się należy za skorzystanie". Stoję lekko zaskoczona, szukam tego pieprzonego piniądza. Kurwa nie ma. 
W tym momencie wychodzę i trzaskam drzwiami. Nie dlatego, że się nie wysikałam. Dlatego, do cholery, iż doszło do tego, że już nawet za nasze naturalne potrzeby musimy płacić. 

Za niedługo wszystkim nam karzą płacić za tlen i słońce. Chyba nie będę zbytnio zaskoczona..
Ale wtedy będzie już za późno, a Ty zbankrutujesz i umrzesz, bo tym razem braknie ci pieniążków na tlen. Na coś co dla każdego powinno być za darmo.
Manifestuję człowieku, byś odkopał te prawdziwe wartości, nie wyrażone w złotówkach czy dolarach. Byś znalazł szczęście w uczuciach i ludziach, byś nie dążył do posiadania. 
Żebyśmy wszyscy byli, a nie mieli. Jak prawdziwi ludzie.

Chciałabym być kimś ze względu na to kim jestem i co robię, a nie ze względu na to co mam.

Manifestująca
Natalia





poniedziałek, 2 stycznia 2017

Nie przeklinaj

...bo damie nie wypada.

 Ale kto powiedział, że jestem damą?
Mówią, że rasa dżentelmenów wymarła. Spokojnie ludzie- damy również zniknęły.

Ale wracając do tematu.
Może spytam jak dziecko -  a dlaczego?
Tu pojawia się problem, wszyscy mogą powiedzieć że wulgaryzmy to brak kultury i przejaw braku słownictwa. Nie sztuką jest jednak, umieć powiedzieć, a potrafić uargumentować to co się powiedziało.
Nie chodzi mi tu o aplikowanie tych słów do każdego zdania, a o sporadyczne użycie. O wyrażenie swoich nagłych uczuć i emocji. Samej często zdarza mi się powiedzieć 'kurwa', bez względu gdzie jestem i co robię z powodu nagłego impulsu. Nie uważam, że pójdę za to do piekła. I pewnie mam racje.
Dość mam tekstów "bo to brzydko", "bo nie ładnie", "bo nie wypada", "bo nie kulturalnie". Jako niedoświadczony i nic niewiedzący nowicjusz tego świata nie wylewam tu moich ponadczasowych mądrości, bo takowych nie posiadam. Krzyczę tylko. Nawołuje do mądrych i uczonych, wszystko wiedzących i dorosłych. 16 lat czekam. Czekam bezskutecznie na odpowiedź mądrzejszą niż te powyższe, na odpowiedź godną przemyślenia. Czekam na wyjaśnienie, na prawdę. 
Jakim prawem nazwaliśmy przypadkowe słowa wulgarnymi, nie potrafiąc tego wyjaśnić?
Po przeczytaniu tego zapewne zostanę nazwana pseudodorosłym dzieckiem buntu. Proszę bardzo, nie bronię. Czekam jednak na ARGUMENT. sensowny, bez użycia "bo tak jest przyjęte". Na wyjaśnienie, bo jestem młoda i ciekawa. Miliony ludzi mówią, że nie wolno, ale tylko garstka wie czemu nie. Jeśli jest powód, chce być tą garstką, chce wiedzieć.
Chcę rozstrzygnąć czy to można, czy jednak nie.
Puki co, niech  wokół siebie słyszę pustych rozkazów "nie przeklinaj".
A Ty nie bądź tłumem i przyznaj sam sobie, że mówisz, że to złe, bo tak Ci kazano. Sam nie wiesz dlaczego.

Ten wpis wcale nie świadczy o braku mojej kultury czy wychowania.
Może co najwyżej świadczyć o braku mojej wiedzy,co jest bardzo prawdopodobne.
Czekam na odpowiedź, kurwa.

Manifestująca
Natalia